
Tym samym chciałam przestrzec chcących przybyć na Kanary i wyprostować ostatecznie parę idei:
1. Jeśli szukasz słońca i palm, to jest miejsce dla ciebie.
2. Jeśli szukasz miejsca w którym otoczysz się szczęśliwymi ludźmi, to miejsce dla ciebie.
3. Jeśli nie jest dla ciebie ważny rozwój osobisty, praca, interesuje cię tylko spokój, to jest miejsce dla ciebie. Jeśli chcesz wychować swoje dzieci tak, by grały w piłę, biegając między drzewami, nie martwiąc się o nie, szczególnie polecam La Palmę.
4. Jeśli interesuje cię praca i kupiłeś już bilet to wyrzuć go do kosza, a jeśli interesuje cię praca, kupiłeś bilet i NIE MÓWISZ PO HISZPAŃSKU to zanim wyrzucisz bilet możesz z niego zrobić wycinankę, TU NIE MA PRACY, to powinno być powieszone na górze strony tłustym czerwonym Times New Roman 72!!! ZAPOMNIJCIE!
Wysokie bezrobocie, pamiętaj, jeśli chcesz bez hiszpańskiego przyjechać dorobić sobie jako kelner - to nie Ibiza. Na twoje miejsce czeka 10 kanaryjczyków którzy, jak można się domyśleć, z hiszpańskim problemów nie mają, choć po innemu nie gadają.
Jestem technikiem informatykiem i pracowałam jako ekspedientka w sklepie fotograficznym, mój hiszpański jest bardzo dobry, harowałam za dwie osoby, do tego czasem 12h dziennie, święta, oczywiście bez żadnej opłaty ekstra, tylko po to by utrzymać pracę za mil euros. Koleżanka dzienikarka w sklepie z butami, inna koleżanka o bardzo wysokich kwalifikacjach w recepcji hotelu, kelner, znów sklep, tak przeglądam tych znajomych, i wydawałoby się - to samo co Anglia?
NIE. W Anglii możesz się rozwinąć, mieć nieciekawą pracę jako start na początek. Na kanarach siedziałąbym w tym cholernym sklepie najbliższe 10 lat, o ile by go nie zamknęli w międzyczasie, w typowym horario partido czyli od 09 do 20.00 plus soboty, zero życia, zero rozwoju, jedzenie, praca, jedzenie, praca, spać. Ale za to mam palmy i słońce które mogę sobie pooglądać codziennie przez okno, nie?
Rzuciłam starą pracę dla nowej, "lepszej". Facet z dnia na dzień powiedział mi że obniża mi pensję z 1000 euro na 800 (!), pogadałam sobie o tym smutnym fakcie z koleżanką z pracy, okazało się że szef nagrywał moje rozmowy, i wyrzucił mnie z pracy.
5. Punkt dla Styro. Jeśli lubisz się otaczać ciekawymi ludźmi, nie przyjeżdżaj. Przez pierwsze dwa lata jakoś mi to nie przeszkadzało, nie gadałam dużo z ludźmi, a jak już gadałam, to z uśmiechem, cześć, co słychać. Miło. Zaczęłam się uczyć - 2 lata z kanaryjczykami 6h dziennie - a potem w sklepie mieć styczność z setkami palmeryjczyków dziennie 8 lub więcej h dziennie. Zintegrowałam się, idąc po ulicy pozdrawiam co czwartego przechodnia, bo go znam; ludzie nie wiedzieli że jestem guiri, choć po twarzy widać, że nie jestem canaria, mimo to, traktują mnie tu jak swego. Nie da się ukryć - mili ludzie. Ale po trzech latach "hola, que tal" i NICZEGO POZA TYM, gdzie jedynymi osobami z którymi istnieją dyskusje na jakiś ciekawszy temat są hiszpanie z peninsuli, zaczyna być to nieznośne. Styro, pracowałeś codziennie z setkami ludzi, i byłeś tu dłużej, to i wcześniej do ciebie dotarło. Oddaję pokłon, masz rację. Kanaryjczycy to - z nielicznymi wyjątkami - miła i śmiejąca się kserokopia jeden drugiego.
Owszem, muszę przyznać, smutno mi wyjeżdżać, żyje się przyjemnie, do tego zarabiając 1000 euro mieszkałam w domku z drewnianym dachem, z basenem, z patio, oczkiem wodnym etc, kupiłam samochód, blabla, i nie musiałam się martwić o łączenie końca z końcem. W innym miejscu musiałabym być dyrektorem banku żeby mieć taki luksus.
Lecz, dla potomnych: palmy i słońce to nie wszystko.
Pozdrawiam !
